Mam pytanie jak to jest z tym nakładaniem wosków. Zawsze robiłem to ręcznie, na ten przykład mam fotki Nissana mojej mamy, kiedy to po użyciu Black Hole stwierdziłem, że dobrze byłoby nałożyć wosk, po czym chcąc to zrobić "już" - ponieważ musiałem oddać auto - pojechałem po wosk do .... sklepu Majster i kupiłem tam uniwersalne Bottari - śmierdzi jak pasta do podłóg którą niegdyś smarowano korytarze, starsza gwardia będzie kojarzyć zapach :-) co dalej, na Nissana położyłem ten wosk ręcznie. Wyszło cacy, auto ma 8 lat i 40kkm (serio), lakier nigdy nie miał korekty, pierwotnie matowy w pień :-)
Później tak się złożyło, że odkupiłem z rodziny RAV4 i zastosowałem tą samą procedurę (w lecie zrobię korektę) z tym że po raz pierwszy mnie tknęło i po ścięciu wierzchniej części czarnego pada farecli - tak, że maiłem czyściutką gąbkę, nałożyłem ten sam wosk Bottari tylko maszynowo no i szczęka mi opadła. Auto tez 8 letnie, 107kkm, też zero korekt, lakier pierwotny fatalny.
Koniec końców pytanie - czy nakładanie wosków maszynowo jest koszerne? Minimalne obroty, maszyna obrotowa, a mam wrażenie, że jakość takiego położenia wosku jest duuuuużo lepsza. A na deszczu kropelkowanie jakie wyszło... przy lekkich i powolnych zakrętach wszystko spadało z maski, 60km/h i sucha, obecnie auto brudne, zbyt szybko go nie umyję, niech ten wosk sobie tam siedzi :-)
Oczywiście mam porównanie do lepszych wosków, nie wiem jak z trwałością, ale kropelkowanie moim zdaniem spokojnie takie samo jak w przypadku ręcznej aplikacji Meguiar's Black Wax. Stąd moje zaskoczenie, czy ten Bottari jest takim "hitem no name" czy to zasługa nałożenia maszyną...?